Wędrowałem już dość długo. Napotykałem niedźwiedzie, sarny,
zające oraz różne inne zwierzęta z którymi walczyłem lub od razu zabijałem i
zjadałem. Lecz pewnego razu trafiłem na... Smoka. Był przeciwny mi więc
zacząłem z nim walczyć. Miał bardzo twarde łuski i ogon. Nie dało się za nic
ich przegryźć. Próbowałem na wszystkie sposoby. Użyłem magii ale to także na
nic. W końcu smok walnął mnie ogonem w głowę. Straciłem przytomność a to co
potem się ze mną działo sam Bóg wie. Jedno wiem. Gdy otworzyłem oczy zobaczyłem
nieziemsko piękną waderę.
-Eeeeee.. Długo spałem? -Spytałem.
-Zaledwie 2 godziny ale zdołało mi się ciebie wyleczyć.
-Odpowiedziała z uśmiechem.
-Dziękuje. -Odwzajemniłem uśmiech. -A jak masz na imię? Ja
jestem James.
-Jestem Nayra. -Powiał lekki wiatr a sierść wadery ślicznie
została pogładzona. Wpatrywałem się w nią jak głupi. A gdy zdałem sobie z tego
sprawę otrząsnąłem się.
-Przepraszam. -Powiedziałem.
-Nic nie szkodzi. -Nayra się zaśmiała.
Też się zaśmiałem.
-To twoje tereny?
-Tak moje. A co? -Odpowiedziała.
-No bo.. Jak to twoje to masz watahę. A jak masz watahę
toooo... Mógłbym dołączyć? -Spytałem.
<Nayra?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz